poniedziałek, 24 października 2011

Integracyjne szaleństwo za nami.

Mam cię na oku, nie zepsuj tego

Na początku był paintball…

Po kilku godzinnej wymianie ognia , wypiciu niewielkiej ilości piwa i zjedzeniu kiełbaski od najgrubszego kucharza w okolicy, roześmiana drużyna rozjechała się do mieszkań, co by się odpowiednio przygotować do imprezy-domówki u nieocenionej Sylwii .

W dwuszeregu zbiórka

Domówka czym jest, wie każdy. Każdy zna też naczelną zasadę – domówek się nie robi, na domówki się chodzi. Ta prastara reguła stawia Sylwię na równi z największymi ludźmi na świecie, takimi jak chociażby Rick Astley czy Jerzy Engel. Nieopisaną wdzięczność domówkowiczów wzbudził też popis kucharski w wykonaniu gospodyni. Kanapki, bo o nich mowa, cieszyły się niegasnącym zainteresowaniem. Dalsze wypadki potoczyły się wedle dobrze wszystkim znanego scenariusza. Rozmowom nie było końca. Ostatki opuszczały przyjęcie bladym świtem, chwiejnym krokiem zmierzając ku swoim mieszkaniom. Co tu dużo gadać, było godnie, grubo, szeroko, cudownie, milutko, etc...


Wódka z nieba, takie chody ma NZS



Tańce?


Ta ręka robiła kanapki

Powiedzieli po imprezie:

"Tam do licha, nie mam pytań"
- Sylwia

"Nie wywołuj nutrii z lasu (...)ciele w odcieniach szafiru”

- Lidia

Lidia uderzyła w animalistyczne tony. Nie wiemy o jakim cielęciu mowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz