sobota, 28 stycznia 2012

Naprawdę zwykły post, tyle że z filmem

Jeśli myślicie, że widzieliście już wszystko i nic nie ma szans was zaskoczyć, poświęćcie chwilę czasu na poniższy film. Zapraszam was w te obszaru internetu, którymi straszą nas specjaliści od psychologii, a może nawet i psychiatrii. Po 4 minutach nic nie będzie takie jak wcześniej. Naprawdę!




I jak? Prawda, że było warto? Chyba każdy z was ma szacunek dla tego uciekiniera. Bo jakżeby inaczej, wszak rzuca on wyzwanie całemu systemowi, setkom policjantów i porządkowych, jego mina zdaje się rzucać wyzwanie całemu dalekiemu i bliskiemu wschodowi razem wziętym, ba, on wyzywa na pojedynek cały świat jaki znamy. Najbardziej zaniepokojone jego ucieczką z konwoju powinny prawa fizyki. To w nie uderza ostrze buntu tego współczesnego Prometeusza. Bohater filmu, niczym Gombrowiczowski Józio łamie zasady i spluwa na konwencje. Szybko rozprawia się z, nie bójmy się tego głośno powiedzieć, przestarzałą formą, która, o zgrozo, nakładała na filmy akcji ograniczenia w postaci prawa ciążenia czy innych tego typu głupot. Oczywiście było wielu, którzy także próbowali coś z tym zrobić (Bond, Seagal, etc) , ale szczerze mówiąc, to były raczej takie tylko nadgryzania, dziabnięcia, nic nie znaczące kuksańce, które nie miał szans obalić monumentalnego gmachu do jakiego obrosła forma filmów akcji. Żeby dokonać tego spektakularnego aktu potrzeba było nie chłoptasia (patrz Bond), ale Mężczyzny! Mężczyzny zorientowanego na przyszłość. Mężczyzny spoza układu, bezkompromisowego i lubiącego wybuchy. I znalazł się takowy. Uciekinier nad uciekinierami, demon szybkości, Władca Koni, którego nikt nie dogoni. W ciągu 4 minut rozprawił się ze wszystkimi. Przeciwnikami, miłośnikami zwierząt, inżynierami od produkcji samochodów (zwłaszcza tymi od zawieszenia) , karatekami, lekarzami (tu przede wszystkim współczuję ginekologom) i fizykami.

I tak naprawdę nie wiemy na czym teraz stoimy. Jedyną rada jaką mam dla was w tych, bądź co bądź, ciężkich czasach niepewności to - Jeśli chcecie żyć długo i szczęśliwie, to nie zapędzajcie się przesadnie często w te obszary internetu, przed którymi broni was oprogramowanie antywirusowe :)

czwartek, 26 stycznia 2012

ACTA – czyli jak internetowi rzucili wyzwanie rządzącym.


Dziś poruszymy chyba najbardziej oklepany problem ostatnich dni w Polsce - Anti-Counterfeiting Trade Agreement, w skrócie ACTA.



Czym jest ACTA i co chce zrobić naszemu kochanemu internetowi, chyba każdy wie. Od kilku dni ciężko jest posurfować spokojnie, bo ze wszystkich stron uderzają w nas nawoływania do buntu, rewolucji, wyjścia na ulice. Protest za protestem. Padają rządowe strony. Internet w stanie wojny. Nie zamierzam jednak wcale rozwodzić się nad sensem podpisania przez Polskę tego kontrowersyjnego dokumentu. Nie będę też wytykał mu plusów ni minusów. Skupię się raczej na kwestii społecznej tego zagadnienia.





W ciągu kilku dni polscy internauci zmobilizowali się do zakrojonej na niezwykle szeroką skalę akcji protestacyjnej. Facebook pokazał swoją prawdziwą siłę, kolejne strony i wydarzenie zdobywały rzesze fanów i uczestników. W przeciągu kilku, kilkunastu godzin zorganizowano marsze i demonstracje. W Krakowie zebrało się ponad 15 000 przeciwników ACTA, anarchistów, ekologów, kibiców, zwolenników wszystkich stron politycznych. Na ten jeden moment zniknęły podziały i wzajemna niechęć. Wspólny wróg zjednoczył wszystkich. Młodzi (i nie tylko) Polacy poczuli siłę wspólnoty. Poczuli, że ich wspólny głos znaczy w dyskusji o wiele więcej niż suma ich pojedynczych głosów. Czy nie tego nam było trzeba? Czy ACTA nie wyzwoliła w nas czasem pokładów zapomnianej dawno energii? To nasi rodzice obalali komunizm. W naszych żyłach płynie ta sama krew. Być może rząd w końcu zrozumie, że nie rządzi stadem bezmyślnych baranów, a Polacy poczuwszy we włosach rewolucyjny wiatr, w końcu dopomną się o uczciwie traktowanie.


Demonstracje przeciwko ACTA w Katowicach, Fot. Maciej Jarzebinski / Forum


Publikuj posta

wtorek, 17 stycznia 2012

O walecznej pandzie i szczęśliwych studentach

Nie tak dawno, bo w ubiegłą niedzielę, był wyjątkowy wieczór. Posiadacze konta na Facebooku chyba wiedzą o co chodzi, bo o tym wydarzeniu informowało wiele osób, żeby nie nazwać tego ogólno-nzsową akcją spamowania na tablicach znajomych ;)

...Uroczyste Rozpoczęcie Sesji...

Zbiórka najodważniejszych studentów naszego Uniwerku rozpoczęła się już o 23.30 przy placu zabaw niedaleko budynku C. Na początku przy akompaniamencie dźwięków gitary odśpiewano hymn sesji.



Następnie nastąpiła uroczysta deklamacja poezji. Takiej poezji:

"Sesjo! Udręko moja! Ty nie jesteś jak zdrowie
Ile się z tobą męczyć, ten tylko się dowie
Kto cię doświadczył. Od twej upierdliwości mam fobie
I wcale a wcale nie tęsknie po tobie.

Kawo czarna, co jasności mojej bronisz głowy
I pojawiasz się reklamie. Ty co trud naukowy,
studencki wspomagasz mimo jego nudy
Wiedz że i ja cię kupuję miast jedzenia i jestem teraz chudy

(Potem jako chudzielec ofiaruja mnie pod babciną opiekę
Gdzię najem się do syta i martwą podniosę powiekę
I zaraz będe mógł pieszo na melanży progi
Iść za zaliczoną sesje podziekować i spokój tak błogi)

Tak mnie wspomożesz, mocą w sobie utkwioną
I sprowadzisz za sobą wolność upragnioną
Którą po tygodniach zmagań, sesji poprawkowych
Wykorzystam w barach wkoło rynku rozciągnionych

W klubach odmalowanych kolorem rozmaitym
Gdzie gwar, tańce i piwo przy tym.
Gdzie drinki za piątkę, wódka jak chleb tania
Gdzie na parkiecie nie ma nigdy stania

A wszyscy przepasani jakby wstęgą siedzą,
Wypełnieni po brzegi posesyjną wiedzą." (K.W.)

Po deklamacji nastąpił moment prawie, że kulminacyjny. Znana starszym rocznikom postać wkroczyła dumnie na plac boju. To był wielki pojedynek. Panda 3 vs. Sesja. Walka zakończyła się zwycięstwem pandy oczywiście, a bezduszni studenci skonsumowali resztki, jakie zostały po sesji (czytaj: pyszne cukierasy).

I wreszcie punkt kulminacyjny. Zimne ognie w jednej ręce, szampan picollo w drugiej. Jeszcze tylko dziesięć-dziewięć-osiem-siedem-i tak dalej. Strzelały korki i było wesoło :) Na końcu nastąpił odmarsz za sesyjnym sztandarem wprost do klubu Alibi studenci udali się na zacne after-party!

A teraz zobaczcie kilka fotek z wydarzenia... :)


Oto groźny pan Sesja (pseudonim Niekształtek)

A to jego słodka zawartość...


Panda 3 miał strach w oczach przed walką...

Jednak po zwycięstwie na jego twarzy gościł nonszalancki uśmieszek ;)


niedziela, 15 stycznia 2012

Co robią studenci w czasie sesji?

Sesja to posiedzenie poświęcone określonej sprawie. Zastanawiam się kto, kiedy i jak określił tę sprawę? Jako, że studenci, niczym McGayver potrafią zrobić coś z niczego, zastanówmy się… co tak naprawdę zrobiliśmy z sesji?!

Wchodzę na fejsa. Tak koło 13.00 rano, zaraz po przebudzeniu. Dużo zielonych kółeczek oznaczających dostępność. Szesnaście nowych filmików z youtube, osiem teledysków i dwanaście statusów w stylu: „ja pier****, sesja.” (w tym cztery moje). Kiedy już koło czternastej posprawdzam wszystkie pudelki, onety i oczywiście notowania giełdowe, zjem coś. Po studencku, chleb z pasztetem. Jakaś herbatka. I pojawia się problem. Co robić dalej, żeby jak najdłużej przekładać rozpoczęcie nauki?




Każdy z nas wie, jak to jest. Wszystko w zasięgu ręki, a i tak niczego się nie chce. Notatki od koleżanki, opracowanie od kolegi. Wystarczy się nauczyć. Czasami to jednak zbyt wiele. Tyle rzeczy do zrobienia, porządki, trzepanie dywanów, mycie okien (tak, zgadza się - ostatnio widziałam młodą dziewczynę myjącą okna, od razu wiedziałam, że zbliża jej się jakiś egzamin). Są też ważniejsze sprawy:



Zawsze znajdzie się jakieś wytłumaczenie...


Wybrałam się ostatnio do czytelni. Z ciekawości, jeszcze nie byłam. Nie miałam w tym większego celu, uznałam, że wypadałoby się tam w końcu pojawić. Kilkoro studentów szukało czegoś w księgozbiorach. Większość posługiwała się laptopem. Zamknęłam na chwilę oczy i wyobraziłam sobie to samo miejsce piętnaście lat wcześniej. Po pierwsze – studentów trzy razy więcej. Każdy namiętnie wertował kolejne stronice Begga i innych mentorów. Mnóstwo kartek, powypisywane długopisy, połamane ołówki, sesja, sesja, sesja… Wyobrażacie sobie studiowanie bez komputera, bez Internetu, bez Wujka Google? Wszystko zajmowałoby co najmniej trzy razy więcej czasu. Nie byłoby szybkiej komunikacji tuż przed egzaminem, przecieków z sieci, konsultacji na facebooku.



Przykład działalności artystycznej studentów



Dzięki temu, że nasi rodzice użerali się z kalkami i tego typu wynalazkami, my możemy się dziś obijać. A więc puśćcie wodzę fantazji… a może po prostu napiszcie jak jest? Co Wy robicie, żeby uniknąć nauki? Ja najbardziej lubię prasować…

środa, 11 stycznia 2012

NZS - owi sesja nie straszna

W tych morowych dniach, dniach przepełnionych boleścią i smutkiem zwracam się do was drodzy towarzysze rozpaczy - "Nie porzucajcie nadziei" i bierzcie przykład z nas.




NZS UEP rzuca wyzwanie sesji! W nocy z niedzieli na poniedziałek (15/16 stycznia) w parku przy UEP dojdzie do spektakularnego wydarzenia. Najpierw powitamy sesję a następnie zmierzymy się z nią w mrożącym krew w żyłach pojedynku. Zwycięzca może być tylko jeden. Chcesz zobaczyć kto nim będzie? Zaczynamy już o 23:30. Po wszystkim zapraszamy chętnych na afterparty do klubu Alibi. Zapewniany masę dobrej zabawy i coś słodkiego :)




Czym właściwie jest ta mistyczna, przez wielu demonizowana SESJA? Tego dokładnie nikt nie wie. Były ponoć jakieś badania czy coś, ale nic konkretnego nie ustalono. Wiadomo jedynie, że sesja przyczynia się do zmniejszenia populacji studentów, powstania worków pod oczami i wypłukania magnezu. Wiadomo też, że należy ją zaliczyć. Każdy komu się to uda, może spodziewać się prawdziwego korowodu imprez, domówek i parapetówek. Tak więc powiadam wam - zaliczajcie :)



sobota, 7 stycznia 2012

Tanie kampanie, czyli o tym że liczy się pomysł!

Dzisiaj kilka słów o kampaniach społecznych.

Wiemy o co chodzi. Jest słuszna idea. Do tego są billboardy we wszystkich większych miastach, spoty w mediach oraz ulotki informacyjne. Wszystko pięknie, tylko że często takie "zmasowane uderzenie" w świadomość grupy docelowej nie przynosi zamierzonych efektów. A jeszcze ktoś skomentuje, że "po co tyle kasy wydali na to?".

Istnieje jednak alternatywa. Ranking, który Wam przedstawię udowadnia, że można przeprowadzić SKUTECZNĄ kampanię społeczną bez konieczności wydawania na nią bajońskich sum. Koszt niektórych nie przekroczył nawet złotówki. Z resztą zobaczcie sami...

Na początek ekologicznie. Węgierski oddział organizacji kojarzonej z pandą (WWF) postanowił dotrzeć do jak największej liczby odbiorców za pomocą...jednej ulotki! Akcja odbiła się szerokim echem, a filmik uwieczniający operację "pandy w centrum handlowym" zanotował ponad 250 000 odsłon na YouTubie.



Dla wielu osób weekendy są po to, by wyjść do klubu na drinka i bawić się do rana. Nie ma w tym nic złego ;) Gorzej, gdy po spożyciu niektórzy siadają za kierownicą i powodują wypadki. Aby nieco otrzeźwić tego typu klientów Bar Aurora w Brazylii pokusił się o takie rozwiązanie...
P.S. ta akcja to mój faworyt!



Trzecia akcja dotyczyła walki z rakiem piersi. Aby zachęcić kobiety do profilaktycznych badań pracownicy szpitala st. Vincent w Oregonie wykonali "taniec w różowych rękawiczkach". Dlaczego różowe rękawiczki? Otóż ich producent, firma Medline Industries, zdecydowała się przekazać część swoich dochodów ze sprzedaży na opłacenie badań mammograficznych dla pacjentek o niskich dochodach oraz tych, które nie mają ubezpieczenia zdrowotnego. Filmik uwieczniający niewątpliwe umiejętności taneczne pracowników szpitala (a przede wszystkim dobrą zabawę) został umieszczony na YouTubie i na dzień dzisiejszy zanotował ponad 13 milionów odsłon.



To jedynie część zestawienia sporządzonego przez portal Kampaniespołeczne.pl.

Cały ranking znajdziecie tutaj. Jak Wam się podoba? :)

czwartek, 5 stycznia 2012

Baśń tysiąca i jednej wiśni!

Dzisiaj zapraszam was na podróż do Turcji, w której zbiera się najwięcej wiśni na świecie. Będzie to nasza ostatnia wspólna wycieczka śladami serii wódek Lubelska, więc nie wylewajcie za kołnierz i celebrujcie :)

Wiśniówka czym jest, każdy wie. Ten wspaniały trunek towarzyszył wielu pokoleniom Polaków. Przez długie lata "wiśnióweczki" stanowiły nieodłączoną pozycję w bagażu doświadczeń największych koneserów. Tradycja, wiadomo, rzecz święta, więc i ja zachęcam do spróbowania harmonijnego smaku Wiśniówki Lubelskiej. Trunku powstałego na bazie maceratu z soczystych wiśni, charakteryzującego się niezwykle intensywnym kolorem i cudownym, zachęcającym zapachem.

Hagia Sophia


Naprzód Lwy Lechistanu! Na Turcję!

Może trochę przesadziłem z nacjonalizmem, tak naprawdę wcale nie miałem tego na myśli. Wręcz przeciwnie. Room on the World! Turcja to bardzo piękny kraj, po cóż go atakować? Lepiej pozwiedzać te wszystkie cudowne miejsca, poczuć zapach tureckiego bazaru, zjeść pysznego kebaba, zrelaksować się w cieple i słońcu. Poznać wspaniałą kulturę i otwartych ludzi. Odwiedzić Stambuł położony trochę w Europie, a trochę w Azji. Potargować się i okupić "niezbędnymi" suwenirami :)

Kolory i zapachy Turcji

Do najbardziej interesujących miejsc w Turcji należą m.in. ojczyzna słynnego konia - Troja, Kapadocja, ze swoimi księżycowymi krajobrazami i Efez, jedno z najlepiej zachowanych starożytnych miast. Ponadto Turcja to jeden z najchętniej odwiedzanych przez Polaków kraj.


Komu jeszcze nasuwa się komentarz z reklamy Old Spice?


Kapadocja


Gdy mam trochę wolnego czasu to leżę i odpoczywam, a gdy nie mam, to tylko leżę


Co tu dużo gadać, Turcja to kraj wart poznania, a wiśniówka lubelska jest dobra i nic na świecie tego nie zmieni :) Tymi krótki, żołnierskimi słowami kończę mój "wyczerpujący" cykl podróżniczo-alkoholowy. Nie żegnam się jednak z wami na zawsze, już niedługo zabiorę was w całkiem inne obszary, ale tymczasem, do widzenia! - Kamcio



Jestem Kamcio! Z Polski!