czwartek, 26 stycznia 2012

ACTA – czyli jak internetowi rzucili wyzwanie rządzącym.


Dziś poruszymy chyba najbardziej oklepany problem ostatnich dni w Polsce - Anti-Counterfeiting Trade Agreement, w skrócie ACTA.



Czym jest ACTA i co chce zrobić naszemu kochanemu internetowi, chyba każdy wie. Od kilku dni ciężko jest posurfować spokojnie, bo ze wszystkich stron uderzają w nas nawoływania do buntu, rewolucji, wyjścia na ulice. Protest za protestem. Padają rządowe strony. Internet w stanie wojny. Nie zamierzam jednak wcale rozwodzić się nad sensem podpisania przez Polskę tego kontrowersyjnego dokumentu. Nie będę też wytykał mu plusów ni minusów. Skupię się raczej na kwestii społecznej tego zagadnienia.





W ciągu kilku dni polscy internauci zmobilizowali się do zakrojonej na niezwykle szeroką skalę akcji protestacyjnej. Facebook pokazał swoją prawdziwą siłę, kolejne strony i wydarzenie zdobywały rzesze fanów i uczestników. W przeciągu kilku, kilkunastu godzin zorganizowano marsze i demonstracje. W Krakowie zebrało się ponad 15 000 przeciwników ACTA, anarchistów, ekologów, kibiców, zwolenników wszystkich stron politycznych. Na ten jeden moment zniknęły podziały i wzajemna niechęć. Wspólny wróg zjednoczył wszystkich. Młodzi (i nie tylko) Polacy poczuli siłę wspólnoty. Poczuli, że ich wspólny głos znaczy w dyskusji o wiele więcej niż suma ich pojedynczych głosów. Czy nie tego nam było trzeba? Czy ACTA nie wyzwoliła w nas czasem pokładów zapomnianej dawno energii? To nasi rodzice obalali komunizm. W naszych żyłach płynie ta sama krew. Być może rząd w końcu zrozumie, że nie rządzi stadem bezmyślnych baranów, a Polacy poczuwszy we włosach rewolucyjny wiatr, w końcu dopomną się o uczciwie traktowanie.


Demonstracje przeciwko ACTA w Katowicach, Fot. Maciej Jarzebinski / Forum


Publikuj posta

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz