poniedziałek, 28 listopada 2011

Callpay w Poznaniu

Od 24 października wszyscy korzystający z komunikacji miejskiej w Poznaniu mają możliwość kupna biletu przez telefon przy pomocy systemu CallPay. W ofercie są bilety czasowe 15, 30, 60, 120 minutowe oraz krótkookresowe 24, 48, 72 godzinne i 7 dniowe.

Aktywacja usługi

Możliwa jest poprzez stronę internetową www.callpay.pl lub telefonicznie pod numerem 22 100 1 600.

Forma Płatności

Za pomocą zarejestrowanej karty MasterCard lub ze środków zgromadzonych na indywidualnym koncie CallPay.

Po wybraniu numeru należy tonowo podać rodzaj strefy oraz określić, czy bilet ma obowiązywać na linię normalną, czy pospieszną. Na zakończenie połączenia Pasażer słyszy informację potwierdzającą zakup biletu, natomiast pełne dane w treści SMS przesyłane są podczas kontroli. Płatności CallPay działają w każdym telefonie komórkowym i w każdej sieci GSM bez konieczności instalowania aplikacji i dostępu do internetu.

Numery do zakupu biletów czasowych :

- bilet normalny: 61 41 51 1 XX
- bilet ulgowy: 61 64 60 1 XX

W miejsce dwóch ostatnich cyfr należy podać czas ważności biletu:15 - bilet 15-minutowy
20 - bilet 20-minutowy
30 - bilet 30-minutowy
60 - bilet 60-minutowy


Numery do zakupu biletów dobowych:

bilet normalny: 61 64 60 9 XX
bilet ulgowy: 61 64 60 5 XX

W miejsce dwóch ostatnich cyfr należy podać czas ważności biletu:
24 - bilet 24-godzinny
48 - bilet 48-godzinny
72 - bilet 72-godzinny
07 - bilet 7-dniowy

System CallPay z powodzeniem działa już między innymi w komunikacji miejskiej Katowic czy Rzeszowa. Jest to duże ułatwienie dla osób, które nie korzystają z biletów okresowych, zwłaszcza późno w nocy, gdy kioski są już pozamykane, a do najbliższego biletomatu daleko :)

wtorek, 22 listopada 2011

Ile osób było lżejszych o 472,5 grama?

Dokładnie 2 tygodnie temu był 8 listopada. A po nim 9.

Co z tego?

A to, że właśnie w tych dniach odbyła się na naszej umiłowanej "alma mater" jesienna edycja akcji honorowego krwiodawstwa wśród studentów, czyli Wampiriady. Edycja ta była szczególna, bo jubileuszowa, dwudziesta już.

Jak było?

Nie mogło oczywiście zabraknąć Waszego ulubieńca z poprzedniej edycji, czyli Człowieka Serce! Przekonywał sceptyków, pocieszał płaczące niewiasty i rozdawał upominki dzielnym bohaterom-krwiodawcom :) A było co rozdawać. Mieliśmy dla Was między innymi zniżki do Pizza Hut, bilety do filharmonii, wejściówki na kręgle i aerobik, a także gadżety od Uczelni.


Dwudziesta edycja powinna się też kojarzyć Wam z czerwonymi balonikami. Mnóstwem czerwonych baloników, które na dodatek unosiły się beztrosko dookoła naszego stoiska.


Wypełniliśmy je helem, by było im lżej. "Lżej o 472,5 grama", bo tak brzmiało hasło promujące tę edycję Wampiriady. Dokładnie tyle waży ilość krwi, którą każdy z Was mógł oddać.

Mogliście ją oddać albo w krwiobusie...


...albo w sali 236 w Budynku Głównym.



Jaki był Wasz odzew? Oto krótkie statystyki:

8 listopada - krwiobus przed Budynkiem Głównym - zgłosiło się 60 osób, krew oddało 40 z nich, co daje 18 000 ml krwi.
Ponadto uzyskaliśmy 6 próbek od potencjalnych dawców szpiku.

9 listopada - sala 236 w Budynku Głównym - zgłosiły się 74 osoby, krew oddało 59 z nich, co daje 26 190 ml krwi.
W tym dniu uzyskaliśmy też 4 próbki od potencjalnych dawców szpiku.

Dziękujemy Wam z całego serca!

P.S. Ze względu na bardzo dużą liczbę chętnych dawców, a małą ilość personelu medycznego staramy się o przedłużenie Wampiriady na naszej Uczelnii do 3 dni!

Szykujcie się więc na wiosenną edycję!

środa, 16 listopada 2011

Liberté!


W dzisiejszych czasach najważniejszym globalnym źródłem informacji jest internet. Często jednak zalewają nas nieprzeniknione pokłady zwykłych głupot, durnot i błahostek. Jak oddzielić ziarno od plew w tym informacyjnym potopie? Jak bronić się przed atakiem niechcianych newsów? Prostej odpowiedzi nie ma.

Jednym z najlepszych sposobów może być odwiedzanie tylko tych stron, co do których rzetelności mamy przekonanie.Ale jak takie znaleźć - zapytacie. Zadanie to niełatwe, a i przeszkód wiele, bo to i reklama jakaś zachęca do głupot oglądania, i znajomi nieraz niemądrze postulują prostej rozrywki używanie. Na te i inne aspekty zważać trzeba, wyznaczonego celu trzymać się kurczowo i konsekwentnie, kto tak postąpi zdrów będzie i rad, bo z debilizmami kontaktu bezpośredniego uniknie. Ja ze swojej strony mogę polecić wam interesująca stronę internetową, przeznaczoną dla wszystkich zainteresowanych tematyką liberalizmu. Liberté! to według założycieli "niezależny liberalny magazyn społeczno-polityczny", którego głównymi celami są: antypopulizm, wolność jako nadrzędna zasada polityki, debata o najważniejszych wyzwaniach i problemach współczesnej cywilizacji etc.

Problemy poruszane na łamach Liberté! dotyczą najważniejszych spraw zarówno w Polsce jak i na świecie.
Każdemu uczestnikowi życia społecznego, nawet jeśli jego poglądy są kompletnie różne od tych prezentowanych na rzeczonej stronie, polecam zapoznanie się z artykułami i pozostawienie swojej opinii, pozytywnej, bądź nie. Po co mnie to? - spytacie. Otóż odpowiem wam słowami Pascala: "Człowiek stworzony jest na to, by szukać prawdy, a nie by ją posiadać." Tak więc poszukujcie prawdy....


Chyba trochę przesadziłem z tym Pascalem. Nie miejcie mi tego za złe, bo zrobiłem to w dobrej wierze. Moim celem było pokazanie wam ciekawego projektu, stojącego na obrzeżach głównego prądu politycznego i ludzi, którzy mają własne, często kontrowersyjne poglądy i nie boją się ich wygłaszać. Nawet jeśli nie zgadzacie się z żadnym z nich, to i tak warto poświęcić swój czas, aby poznać co do powiedzenia mają młodzi polscy liberałowie.





piątek, 11 listopada 2011

Kinowo-listopadowo!

Kolejny długi weekend w pełni...
Macie dość objadania się rogalami marcińskimi? (ja jeszcze nie :) )
A może bokiem wychodzi Wam siedzenie przed monitorem w celu sklecenia kilku sensownych zdań do pracy licencjackiej/magisterskiej?Mimo, że aura niekoniecznie zachęca do wychylenia nosa poza drzwi mieszkania, proponuję wyprawę do kina.
Do niedzieli trwa "Jesienny kinowy weekend" w Multikinie, gdzie bilety kupicie już za 11 zł na filmy 2D i za 13 zł na filmy 3D (+2 zł za okulary). Więcej o akcji tutaj.

Ja tymczasem przedstawię autorski przegląd aktualnego repertuaru oraz premier, które już niebawem.

Aktualnie w kinach:

Anonimus (USA) - kostiumowy dramat doprawiony odrobiną intrygi. Fani dobrej gry aktorskiej na pewno będą zadowoleni z postaci Królowej Elżbiety I (Vanessa Redgrave) oraz głównego bohatera - Edwarda de Vere'a (Rhys Ifans), który rzekomo jest autorem dzieł przypisywanych Williamowi Szekspirowi. Jaka jest prawda? Przekonajcie się sami.

Immortals. Bogowie i herosi 3D (USA) - nie moja bajka, ale może niektórzy z Was lubią tego typu opowieści. Mamy antyczną Grecję, walkę o ocalenie ludzkości, a także czekających na uwolnienie Tytanów, którzy już zacierają swe niecne dłonie, by tylko opanować świat. Nie zabraknie oczywiście dzielnego bohatera stojącego po dobrej stronie mocy, czyli Tezeusza (Henry Cavill). Jaki będzie finał tej historii?

Jeden dzień (USA) - interesująca koncepcja na film. Para głównych bohaterów: Emma (Anne Hathaway) i Dexter (Jim Sturgess) spędza ze sobą jedną noc, tuż po zakończeniu studiów. 15 lipca 1988. Ta data jest szczególna, bo od tej pory przez kolejne 20 lat co roku będą spotykać się dokładnie 15 lipca. Czy ich drogi życiowe kiedykolwiek się zbiegną na dobre?

Teraz słów kilka o premierach. Premierach kinowych rzecz jasna ;)
(odnośniki do opisów filmów w nazwie)

18 listopada

"Wymyk" (Polska)

24 listopada
"Nie ten człowiek" (Polska)

25 listopada - tego dnia trochę się dzieje...
1) "Restless" (USA)
2) "Syberia, Monamour" (Rosja)
3) "Szpieg" (USA)
4) "Poliss" (Francja)
5) "80 milionów" (Polska)

Jeśli pominęłam jakieś ważne Waszym zdaniem filmy, to zapraszam do dyskusji w komentarzach :)

sobota, 5 listopada 2011

Sztuka na kliknięcie

Czy w dzisiejszych czasach warto jeszcze wydawać pieniądze na wejściówki do muzeum ? Jeszcze kilka lat temu adresat zareagowałby w najlepszym przypadku stuknięciem się w czoło. Jednak dzisiaj to pytanie zaczyna nabierać zupełnie nowego wymiaru. A wszystko przez Internet.

A wszystko przez digitalizację (cyfryzację jak kto woli) zbiorów muzeów. Nie da się ukryć, że pomysł spopularyzował Google. Firma z Mountain View dogadała się bowiem z kilkoma najbardziej znanymi muzeami na świecie i postanowiła wrzucić ich eksponaty do sieci. Ermitraż, Wersal, Muzeum Van Gogha, Metropolitan Gallery, czy londyńska Tate Britain udostępniły swoje kolekcje i przekazały pod działanie potężnych skanerów, które przetworzyły dzieła mistrzów w cyfrowe kopie o rozdzielczości 7 miliardów pikseli ! W efekcie możemy przyjrzeć się obrazom z większą dokładnością, niż w realu, gdzie od eksponatów często oddzielają nas linie i groźne miny strażników.

Strona umożliwia wirtualny spacer po odtworzonych wnętrzach, lecz nie możemy przybliżyć każdego z mijanych przez nas dzieł sztuki. Mnie osobiście irytuje także nawigacja. Ale sam pomysł jest naprawdę warty uwagi i zapewne zostanie jeszcze dopracowany. Całą kolekcję możecie oglądać na http://www.googleartproject.com/

Poniżej kilka scen z przygotowań do projektu.



Czy takie zabiegi są jednak tylko domeną takich gigantów jak Google ? Nic z tych rzeczy ! Także na naszym rodzimym podwórku powstają już pierwsze kolekcje muzealne on-line. Jedną z pierwszych wdrożyło przecierające od dawna szlak nowinkom Muzeum Powstania Warszawskiego, które stworzyło elektroniczną wersję wycieczki po ekspozycji (www.1944.wp.pl). Bardzo obszerną część swoich dzieł prezentuje Muzeum Narodowe w Krakowie, gdzie zastosowano podobną technologię, jak w Google Art (www.imnk.pl).

Słoneczniki Van Gogha w pełnej krasie
i w zbliżeniu w Google Art
A co o tych nowinkach sądzą sami muzealnicy ? Zdania są podzielone. Jedni twierdzą, że nic nie zastąpi osobistej wizyty w korytarzach o specyficznym klimacie i nastroju, co nadaje obcowaniu ze sztuką dodatkowej wagi. Z drugiej strony przedstawiciele muzeów, które wdrożyły takie projekty liczą, że wirtualna wystawa stanowić będzie swoisty wabik i zachęci do obejrzenia zbiorów w realu. Taka technologia nie sprawdza się jednak wszędzie - choćby przy muzeach z natury interaktywnych, jak Centrum Nauki Kopernik, gdzie z zasady wszystkiego należy dotknąć, by zrozumieć i poznać.

Jakie jest Wasze zdanie na temat wirtualnych muzeów ? A może znacie jakieś ciekawe przykłady takich projektów, o których nie wspomniałem w tekście ? Zapraszam do dyskusji :).

środa, 2 listopada 2011

alleRogal 2011

alleRogal 2011 czyli pierwsza internetowa sprzedaż Rogali Świętomarcińskich przerosła najśmielsze oczekiwania organizatorów. Kampania mająca na celu spopularyzowanie rogali poza Poznaniem, okazała się wielkim sukcesem, a zastosowanie aroma-marketingu (City lighty w Krakowie i Warszawie pachniały jak prawdziwe rogaliki) było strzałem w 10.
Rogale będzie można kupować za pośrednictwem portalu allegro aż do 8.XI, a organizatorzy zapewniają, że mimo ogromnego zainteresowania, (sprzedano już ponad 3500 rogali ) smakołyków nie zabraknie. Jednocześnie z aukcją prowadzone były szkolenia i warsztaty dla najlepszych autorów blogów i dziennikarzy kulinarnych w Polsce. Co więcej, w imieniny świętego Marcina pasażerowie LOTu zostaną obdarowani blisko 15 tysiącami minirogalików na pokładach samolotów.

Tym sposobem miasto Poznań pokazuje, że niekonwencjonalny pomysł i profesjonalne wykonanie to przepis na doskonałą akcję promocyjną, która pomaga budować oczekiwany wizerunek. Odzew internautów był natychmiastowy, ponad 98% pozytywnych ocen na allegro i ogrom miłych komentarzy, wspierających kampanię, udowadniają, że warto czasem podjąć ryzyko i wspiąć się na wyżyny kreatywności, aby zostać docenionym.

ale skąd w ogóle ten rogal?

Tradycja wypieku rogali Świętomarcińskich sięga końca XIX wieku, kiedy to ówczesny proboszcz parafii pod wezwaniem św. Marcina, ks Jan Lewicki poprosił wiernych, aby ci, idąc za przykładem św. Marcina, zrobili coś dla biednych. Od tego czasu bogatsi mieszkańcy Poznania obdarowywali biedniejszych smakołykami.
Co do samego powstania rogali, legenda głosi, iż dawno, dawno temu, w czasach których nie pamiętają nawet babcie waszych babć, pewnemu poczciwemu poznańskiemu piekarzowi przyśnił się św. Marcin na koniu, który nieopatrznie zgubił podkowę. Piekarz uznał to za znak i postanowił wypiekać ciasto w takim kształcie.

Święty Marcin na koniu.